Wzrost wykładniczy a dobrobyt

Trzecia część naszego edukacyjnego cyklu postów na temat istotnych konsekwencji wzrostu wykładniczego.

Dziś o zależności między wzrostem wykładniczym a wzrostem dobrobytu:

📈 WZROST WYKŁADNICZY A DOBROBYT

Kolejnym zjawiskiem, przy którym warto rozumieć specyfikę wzrostu wykładniczego, jest wzrost standardu życia. Nawet niewielki roczny przyrost Produktu Krajowego Brutto (PKB), najpopularniejszego wskaźnika, którym mierzy się wzrost dobrobytu, potrafi zdziałać cuda w odpowiednio długim okresie – a za tymi cudami stoi właśnie wzrost wykładniczy.

Tak, jak poprzednio, pobawmy się w symulacje.

Niczym typowy ekonomista załóżmy, że PKB per capita w Polsce będzie rósł w dość niskim tempie 2% rocznie. Wówczas, po 35 latach bylibyśmy dwukrotnie bogatsi. Zaś po 100 latach, nasze prawnuki byłyby bogatsze aż 7-krotnie.

A teraz przyspieszmy o dodatkowy 1% rocznie – do 3%. Dwukrotnie bogatsi bylibyśmy już po niespełna 24 latach. Natomiast 100 lat 3-procentowego wzrostu pomnożyłoby dzisiejsze PKB per capita aż 19-krotnie!

Na koniec wyobraźmy sobie, że stratedzy naszej partii rządzącej, szukając literatury na temat tego, jak zwiększać biurokrację i interwencjonizm, nieświadomi pułapki, zakupiliby książki „Biurokracja” Ludwiga von Misesa oraz „Interwencjonizm”, Murraya N. Rothbarda – i nawrócili się na wolny rynek. Na skutek gruntownych reform nastąpiłaby eksplozja aktywności gospodarczej i roczne tempo wzrostu PKB per capita wynosiłoby nie 2 czy 3, lecz dajmy na to 7%. Podwojenie bogactwa nastąpiłoby wówczas już po nieco ponad 10 latach. Ćwierć wieku później bylibyśmy bogatsi ponad 5-krotnie. 50 lat później świętowalibyśmy 30-krotny wzrost PKB per capita. A teraz uwaga: za 100 lat, nasze prawnuki byłyby od nas bogatsze ponad 800 razy! Czy ktoś potrafi sobie to w ogóle wyobrazić?

Oto potęga wzrostu wykładniczego.

Na krótką metę różnicę między wzrostem PKB per capita między 2 a 3% trudno byłoby w ogóle zauważyć. Ale gdy mówimy o dekadach, ćwierćwieczach, czy stuleciach, liczy się każdy promil. A zatem, pośrednio, liczy się każda regulacja, każdy podatek, każdy przepis i każdy wymóg, które krępują działalność przedsiębiorczą i podbierają te cenne promile z tempa wzrostu gospodarczego.

Wiedząc do czego zdolny jest wzrost wykładniczy możemy nieco inaczej spojrzeć na wiele współczesnych problemów. Dobrym przykładem jest przeciwdziałanie zmianom klimatu poprzez politykę ewidentnie szkodliwą dla gospodarki. Dziś wygląda to trochę tak, jakbyśmy porywali się z motyką na słońce. Tymczasem, gdyby przez następne 100 lat ludzkość bogaciła się w tempie 3% rocznie – jak pokazaliśmy – na koniec tego okresu byłaby aż 19-krotnie bogatsza.

Zastanówmy się, o ile skuteczniejsze byłoby „ujarzmianie natury” przy takiej ilości zasobów wspomaganych technologiami, o których dziś nam się nawet nie śniło. Jest zresztą bardzo możliwe, że nasze prawnuki z politowaniem będą wspominać dzisiejsze prymitywne wysiłki ludzkości na tym polu.

Podsumowując, nawet przy współczesnej nam powszechnej sympatii dla interwencjonizmu, warto walczyć o każdy, choćby najmniejszy zakątek wolności gospodarczej. Wszystkie te zakątki skrywają malutkie składowe wzrostu. Zdobywajmy je, a resztę zrobi za nas wzrost wykładniczy. Nasze prawnuki będą nam wdzięczne.

Polecane lektury:

Postęp. 10 powodów, by z optymizmem patrzeć w przyszłość

Biurokracja

INTERWENCJONIZM, czyli władza a rynek

Krzysztof Zuber

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Koszyk