O czym jest „Przedsiębiorca idei”? Wywiad z Autorem

Fijorr Publishing: Swoją pierwszą książkę – Agoryzm. Teoria i praktyka – napisałeś na bardzo wąski, specjalistyczny temat. Niewielu czytelników interesuje się libertarianizmem tak bardzo, aby śledzić rozwój tak niszowych myśli, jak agoryzm. Tym razem też napisałeś coś dla niewielkiego grona?

Marcin Chmielowski: Tym razem jest inaczej. Libertarianie to oczywiście mniejszość, ale mniejszość szybko rosnąca i bardzo szybko profesjonalizująca się. Przynajmniej w Polsce. Widzę to od lat i bardzo mnie to cieszy. Przedsiębiorca idei kierowany jest do czytelnika, który słyszał już o czymś takim jak libertarianizm. Przede wszystkim zaś do takiego, który sam jest libertarianinem. Nie musi być przy tym zafascynowany teoretycznymi sporami. A wręcz przeciwnie. Mój modelowy czytelnik to przede wszystkim bystry i spostrzegawczy laik, niekoniecznie ekspert w dziedzinie myśli. Książka jest jednak tak napisana, aby zrozumiał ją też ktoś dopiero co spotykający się z libertarianizmem. Celowo zresztą na okładce nie używam tego słowa, cały czas przecież egzotycznego.

FP: Widzę tu dwie kwestie, które chciałbym omówić oddzielnie. Treść książki i jej tytuł. Zacznę może od końca Twojej wypowiedzi, czyli od tytułu. Skąd taki pomysł?

MC: Tytuł akurat bardzo mocno łączy się z treścią, więc będę miał duży problem w omówieniu go w oderwaniu od niej (śmiech). Ale spróbuję. Nie wymyśliłem terminu przedsiębiorca idei. Zapoznałem się z nim podczas jednego ze szkoleń organizowanych przez Atlas Network – największej na świecie sieci skupiającej pozarządowe i niepartyjne organizacje liberalne i libertariańskie. W wersji angielskiej brzmi on intellectual entrepreneur co oznacza, że moje tłumaczenie go nie jest dokładne. Ale dobrze oddaje to, co przedsiębiorca idei robi w skuteczny, przedsiębiorczy właśnie sposób – promuje idee, na których mu zależy. Bardzo zresztą podoba mi się ten termin, bo przywykliśmy do tego, że te dwie przestrzenie, tj. przedsiębiorczość i idee, są rozłączne. Ja chcę pokazać, że są one ze sobą powiązane, a jednym z przykładów na to powiązanie jest właśnie omawiana przeze mnie i zasygnalizowana już na okładce figura kogoś, kto działa mając jedną nogę w bibliotece, a drugą na rynku.

FP: Czyli treść polega na pokazaniu przedsiębiorcy idei na jakimś tle?

MC: Tak. Książka ma dwie wyraźne części: bardziej teoretyczną i bardziej praktyczną. Nie są to jednak zupełnie czyste prezentacje zagadnień traktujących czy to o teorii, czy o praktyce. Cała książka ma za zadanie pokazać, że idee libertariańskie mogą być czymś bardzo praktycznym i że zasługują na ich praktyczne zastosowanie, a nie tylko na teoretyzowanie na ich temat. Oczywiście, uwielbiam to ostatnie (śmiech), ale jestem też aktywistą. Mam to szczęście, że łączę libertarianizm akademicki z libertarianizmem praktycznym i nawet mi za to płacą. Pokazuję więc w jaki sposób sam to robię i jakie są moje przemyślenia na temat polskiego ruchu libertariańskiego. Nie ukrywam, że niektóre z nich są gorzkie, ale zawsze staram się podpowiedzieć, co można byłoby zrobić lepiej. Sporo piszę też o libertariańskich strategiach zmiany społecznej, czyli o tym, co zrobić, aby zbliżać się w kierunku wolności – i to nie samemu, ale całym społeczeństwem. Nie jestem jednak niepoprawnym romantykiem i pokazuję też, gdzie pomysły wielkich nazwisk naszego ruchu zawiodły. Ale też jak te dobre, trafione pomysły łączyć ze sobą, modyfikować, dostrajać do naszych współczesnych uwarunkowań.

Wracając do Twojego pytania, mogę je podsumować w ten sposób, że starałem się narysować pewną postać tak naprawdę jej nie wymyślając, a jedynie podsumowując to, co wiem od innych i czego nauczyłem się od mądrzejszych od siebie. Później zaś tę postać ustawiam w różnych kontekstach po to, aby pokazać, jak się ona porusza.

FP: Wspomniałeś o tym, że jesteś libertariańskim aktywistą. Opowiedz o własnych doświadczeniach, jakie zawarłeś w Przedsiębiorcy idei.

MC:  Piszę o nich już od początku książki. W trzecim sektorze czy inaczej mówiąc, sektorze pozarządowym, działam już naprawdę długo, wiceprezesem Fundacji Wolności i Przedsiębiorczości jestem już osiem lat. Dobrze pamiętam nasze organizacje i ich działalność wtedy i teraz. Widzę dużo zmian na lepsze, profesjonalizację, wybicie się na samodzielność i wyjście spod kurateli przeróżnych „starszych i mądrzejszych”. Rośnie też realizm naszych zamierzeń, a nie słabnie przy tym idealizm działaczy. Mimo wszystko dużo rzeczy albo nie działa, albo działa źle. Niektóre złe doświadczenia, które widziałem już wiele lat temu, wciąż są powielane. Staram się o nich opowiedzieć w różny sposób, czasami niepoważną anegdotą, kiedy indziej odwołaniem się do faktycznego elementu historii naszego ruchu. Tak, często piszę o własnych doświadczeniach.

FP: To wszystko powoduje, że książka staje się osobista. Musi się taka stać.

MC: To prawda. To też powoduje, że nie jest to książka naukowa, a co najwyżej dotykająca spraw kojarzących się z akademią. Nie piszę jej jako bezstronny obserwator, tylko jako zaangażowany uczestnik. Oczywiście nie zwalnia mnie to z obowiązku bycia rzetelnym, ale nie ukrywam też, że celem Przedsiębiorcy idei jest dołożenie cegiełki do zmiany społecznej – zmiany idącej w kierunku wolności, a nie tylko opis faktów i umieszczenie ich na kanwie teorii.

FP: Dziękuję za rozmowę.

 

Przedsiębiorca idei ukaże się nakładem naszego Wydawnictwa jesienią 2020 roku.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Koszyk