Ekonomia wolnego rynku tom 3
Ostatni tom wiekopomnego dzieła Murraya Rothbarda (Man Economy and State). Jest to jak dotąd jedyny podręcznik ekonomii wolnorynkowej na rynku polskim.
Aby stworzyć kompletny ekonomiczny obraz naszego świata, analizę ekonomiczną trzeba rozciągnąć na naturę i konsekwencje działań i relacji społecznych opartych na zastosowaniu przemocy, w tym interwencji w rynek i siłowej likwidacji rynku („socjalizm”). Analiza ekonomiczna interwencji i socjalizmu zaczęła się rozwijać znacznie później niż analiza wolnego rynku . Ograniczenia wynikające z rozmiarów niniejszej książki nie pozwalają nam na to, byśmy analizie różnych form interwencji w rynek poświęcili tyle samo miejsca co analizie wolnego rynku. Niniejszy rozdział stanowi krótkie streszczenie naszych badań poświęconych zagadnieniu interwencji w rynek. Jednym z powodów, dla których głównym przedmiotem zainteresowania ekonomii stał się wolny rynek, jest fakt, że analiza ekonomiczna wolnego rynku pomaga nam dostrzec porządek w pozornie „anarchicznych” i „bezplanowych” działaniach ludzkich. Zamiast „anarchii produkcyjnej”, którą może widzieć osoba nie posiadająca wiedzy ekonomicznej, wyłania się uporządkowana struktura, której zadaniem jest zaspokajanie potrzeb jednostek ludzkich i która ma zdolność adaptacji do zmiennych warunków. Możemy zobaczyć, jak dobrowolne działania jednostek łączą się w uporządkowany sposób, prowadząc do wystąpienia takich pozornie tajemniczych zjawisk, jak ceny, dochód, pieniądze, rachunek ekonomiczny, zyski, straty czy produkcja.
Fakt, że każdy człowiek, kierując się osobistym interesem, służy interesom innych ludzi, to wniosek wypływający z analizy ekonomicznej, a nie założenie, na którym opiera się analiza. Wielu krytyków oskarżało ekonomistów o „faworyzowanie” wolnego rynku. Lecz ten lub każdy inny wniosek formułowany przez ekonomię jest osądem dokonywanym po przeprowadzeniu analizy, a nie przed jej przeprowadzeniem. Profesor Edward Merrill Root użył w odniesieniu do tej sytuacji określenia po-sąd (post-judice) . Poza tym osobiste preferencje analityka nie są istotne dla nauki ekonomii i nie świadczą o prawidłowości lub nieprawidłowości zastosowanych przez niego procedur. Jedyną istotną kwestią jest prawidłowość samej metody.
Zanim rozwinęła się nauka ekonomii, ludzie uważali, że w wymianach rynkowych jedna strona zawsze zyskuje kosztem drugiej. Przekonanie takie leżało u podstaw merkantylistycznego poglądu na rynek, który Ludwig von Mises nazywa „błędem Montaigne’a” („Montaigne fallacy”). Ekonomia pokazała, że na rynku zyskują obie strony wymiany . A zatem na rynku nie może być wyzysku. Ale teza o konflikcie interesów jest prawdziwa, gdy państwo lub ktokolwiek inny dysponujący siłą interweniuje na rynku. Albowiem ten, kto interweniuje, zyskuje kosztem osób poddanych interwencji. Na rynku panuje harmonia. Lecz gdy tylko następuje interwencja, powstaje konflikt, gdyż każda osoba lub grupa osób będzie się starała być stroną zyskującą, a nie tracącą – będzie się starała należeć do grona interweniujących, a nie ich ofiar. Z samą instytucją opodatkowania wiąże się istnienie klasy tych, którzy zyskują, i tych, którzy tracą . Ponieważ wszystkie działania państwa opierają się na istnieniu fundamentalnej binarnej interwencji w postaci opodatkowania, oznacza to, że żadne działania państwa nie mogą zwiększyć użyteczności społecznej, tzn. zwiększyć ogólnego dobrobytu wszystkich członków społeczeństwa.
Argumentując przeciwko wnioskowi, że wolny rynek, w przeciwieństwie do interwencji, zwiększa dobrobyt każdego członka społeczeństwa, wskazuje się często na los przedsiębiorcy, którego produkt nagle staje się przestarzały. Weźmy, na przykład, wytwórcę powozów, który staje w obliczu pojawienia się automobilu i związanej z tym zmiany popytu. Czy mechanizmy wolnego rynku nie pomniejszą jego dobrobytu? Musimy jednak pamiętać, że przedmiotem naszego zainteresowania są użyteczności celów ukazane poprzez działania wytwórcy . Zarówno w okresie pierwszym, gdy konsumenci chętnie kupowali powozy, jak też w okresie drugim, przedsiębiorca postępował tak, by zmaksymalizować swoje korzyści. Fakt, że patrząc z perspektywy czasu, woli rezultaty swojego działania w okresie pierwszym, może być interesujący dla historyka, lecz jest bez znaczenia dla teoretyka ekonomii. Albowiem wytwórca powozów nie żyje już w okresie pierwszym. Żyje zawsze w teraźniejszych uwarunkowaniach, których elementem są skale wartości innych ludzi. Dobrowolne wymiany, w dowolnym okresie, służą osiąganiu przez ludzi coraz bardziej użytecznych celów, a przez to maksymalizują użyteczność społeczną. Wytwórca powozów nie mógłby odtworzyć warunków panujących w okresie pierwszym i osiąganych wtedy rezultatów sprzedaży, chyba że użyłby siły, lecz w takim przypadku użyteczność społeczna nie była maksymalizowana.
Gdy jedni autorzy zaprzeczali, że wolna wymiana przynosi obopólne korzyści, inni próbowali przypisać działaniom państwa dobrowolny charakter. Generalnie rzecz biorąc, próba ta opierała się albo na traktowaniu „społeczeństwa” jako jednostkowego bytu, który ochoczo popiera działania państwa, albo na poglądzie, że popiera je większość obywateli i oznacza to powszechne poparcie, albo że, w gruncie rzeczy, popiera je nawet sprzeciwiająca się mniejszość. Z tych błędnych założeń wnioskowano, że państwo może zwiększać użyteczność społeczną co najmniej równie dobrze jak rynek.
Opisawszy zgodność i harmonię wolnego rynku, jak również konflikt i straty użyteczności powodowane przez interwencję, zastanówmy się, co się dzieje, jeśli rząd wykorzystywany jest do walki z interwencjami w rynek dokonywanymi przez prywatnych kryminalistów – tzn. prywatne osoby wymuszające na innych przeprowadzanie pewnych wymian. Zadaje się pytanie: Czy owa „policyjna” funkcja nie jest interwencją i czy wolny rynek nie jest zależny od „systemu” takiej interwencji? I czy istnienie wolnego rynku nie wymaga, by użyteczność czerpana przez przestępców z ich działalności uległa zmniejszeniu w wyniku karzącej działalności rządu? Po pierwsze, musimy pamiętać, że całkowicie wolny rynek to zbiór dobrowolnych wymian. Jeśli nie ma zagrożenia przestępczą interwencją w rynek – powiedzmy dlatego, że każdy czuje się zobowiązany do respektowania prywatnej własności innych ludzi – nie jest potrzebny żaden „system” kontrinterwencji. Funkcja „policyjna” jest więc problemem pochodnym, a nie warunkiem wstępnym istnienia wolnego rynku. Po drugie, jeśli rządy – lub prywatne agencje – zatrudniane są do zwalczania interwencji dokonywanych przez kryminalistów, to jasne jest, że walka ta łączy się ze stratami dla kryminalistów. Lecz owe akty obrony trudno nazwać „interwencją” w naszym rozumieniu tego terminu. Albowiem uderzają one w ludzi, którzy próbują pomniejszyć dobrobyt spokojnych obywateli. Innymi słowy, siła stosowana przez agencje policyjne w obronie wolności jednostki – tzn. w obronie osób i ich własności – ma za zadanie przeciwdziałanie prawdziwej interwencji. Choć taka kontrinterwencja nie może maksymalizować „użyteczności społecznej” – użyteczności czerpanej przez wszystkich członków społeczeństwa zaangażowanych w relacje interpersonalne – to maksymalizuje ona użyteczność czerpaną przez niekryminalistów, tzn. przez tych, którzy nie stosują przemocy na szkodę innych ludzi. Jeśli agencje obrony będą wykonywać swoje zadanie perfekcyjnie i eliminować wszelkie interwencje, ich istnienie będzie w pełni zgodne z zasadą maksymalizacji użyteczności społecznej.
(fragmenty rozdziału 12)