Imperium absurduJan M. Fijor Cena: 26 (wysyłka gratis) zł |
Pobierz plik wysokiej jakości |
Zamówienia prosimy kierować na adres: fijorr@fijorr.com przelew w wysokości 26 zł prosimy wysyłać na konto:
73 1140 2004 0000 3702 4815 4485 w mbank na Fijorr
Wysyłka za zaliczeniem pocztowym kosztuje ekstra 10 zł.
Dziękujemy za popieranie naszego wydawnictwa!
„Imperium absurdu” – podsumowanie siedemnastu lat pobytu autora w Stanach Zjednoczonych. Żywo napisana analiza zjawisk, które zdaniem autora doprowadzić mogą do upadku Ameryki. Poprawność polityczna, wszechwładza adwokatów, dyktatura feministek i oszołomów od ochrony środowiska – to tylko niektóre z absurdów targających współczesną Ameryką. Czyta sie jednym tchem.
21 grudnia 1620 roku na statku „Mayflower”, jak głosi legenda przybili do wybrzeży Ameryki pierwsi europejscy osadnicy. Było ich 120, z których pierwszy rok przeżyło 56. Tak jak Rzym uratowały gęsi tak pierwszych Pielgrzymów uratowały indyki (stąd święto dziękczynienia). Wyruszyli w poszukiwaniu wolności, przygody i swobód religijnych.
Ameryka przez Polaków postrzegana była i jest jako imperium wolności i swoista Ziemia Obiecana. W latach 80-tych jak i dziś wielu naszych rodaków szuka swojego szczęścia za oceanem. Jednym z nich jest znany z naszych łamów publicysta Jan M. Fijor, autor książki „Imperium Absurdu”.
Sam jej tytuł, jak i okładka (uśmiechnięta Statua Wolności) wskazują na niebezpieczny kierunek, w jakim według autora podążają Stany Zjednoczone. Pisze więc: „Kilkanaście lat temu wyjeżdżałem ze zniewolonej Polski stanu wojennego do legendarnej ojczyzny wolności. Po latach sytuacja się odwraca. Wracam do wolnej Polski z Ameryki stanu wojennego”. Jest to oczywiście jedynie tylko sugestywne porównanie, bowiem tej wolności jest jeszcze znacznie więcej za oceanem niż na Starym Lądzie. Kierunek zmian jest jednak niepokojący.
Książka jest zbiorem felietonów Fijora, napisanych przystępnym i czytelnym językiem, ukazujących absurdy współczesnej Ameryki. To przecież tutaj amerykańscy nałogowi palacze (w procesach class action) dostają miliardowe odszkodowania od firm tytoniowych za to, że… no właśnie za co? To tu przygrube kinomanki dostają milionowe rekompensaty za brak ponadprzeciętnie dużych miejsc siedzących od właścicieli kin. To tu w końcu włamywacz dostaje rentę od szkoły za to, że podczas kradzieży spadł z jej dachu, który nie spełniał wymogów technicznych itd.
Stany Zjednoczone stopniowo odchodzą od ideałów swoich Ojców Założycieli. Wolności obywatelskie i święte prawo własności są nagminnie łamane. Wartości konstytucyjne w postaci IV Poprawki (nietykalność osobista), czy II (do posiadania broni) składane są na ołtarzu walki z terroryzmem (w postaci Patriotic Act) i rozrostu aparatu państwowego (120 tysięcy urzędników w nowym Ministerstwie Bezpieczeństwa Wewnętrznego). Wywołuje to sprzeciwy organizacji broniących praw obywatelskich, libertariańskich i stowarzyszeń emigrantów (szczególnie z krajów arabskich).
W zamyśle Jeffersona i innych twórców konstytucji Stany Zjednoczone miały być republiką, a nie totalną demokracją. Dostrzegli oni niebezpieczeństwo platońskiej „tyranii większości”. Dlatego podstawą stabilności systemu miało być prawo, a nie większość (czego świadectwem są wybory prezydenckie). Aparat państwowy miał realizować tylko co było konieczne dla dobra ogółu. Stany powstały jako protest wobec porządku panującego w Europie. Dziś coraz bardziej się do niej upodabniają.
Fijor rozprawia się z obecną dziś na każdym kroku w USA tzw. polityczną poprawnością (political correctness). Dotyczy ona wszystkich sfer życia. Stany są dziś jednym wielkim frontem walki ze źle pojętą dyskryminacją. Swoje prawa antydyskryminacyjne mają geje, lesbijki, niepełnosprawni, kobiety, dzieci, matki z dzieckiem, Murzyni, Latynosi, chorzy na AIDS itd. A przecież zgodnie z konstytucją obywatele są wobec prawa równi, co leży u jej fundamentów . Tworzy to liczne kontrowersje, w postaci procesów o np. wykorzystywanie seksualne kobiet w pracy (seksistowskie spojrzenie szefa), czy parytetów przy przyjmowaniu do niej. Autor w sposób humorystyczny, a jest to gorzki humor opisuje niektóre przypadki. W ankiecie, którą miał wypełnić, spotkał się kiedyś z pytaniem, jakiej płci jest jego żona!
Mnożenie przepisów i regulacji owocuje rozkwitem profesji prawniczej. Podobno w Tokio, liczącym 11 milionów mieszkańców pracuje niespełna 2000 adwokatów, a na jednej tylko ulicy La Salle w Chicago jest ich 65.000! Oni to dla własnych interesów zajmują się tworzeniem nonsensownych rozwiązań prawnych. W tym Fijor upatruje główną przyczynę powolnego upadku Ameryki.
Mocno krytykowana przez autora jest obecna polityka prezydenta Goerge W. Busha. Niepokoi przede wszystkim ogromny budżet (porównywalny do czasów Zimnej Wojny), którego zwiększone wydatki muszą pokryć podatnicy oraz utrzymywanie w kraju stanu wyjątkowego, co wiąże się z niepewnością i łamaniem podstawowych wolności przez wszechwładzę aparatu państwowego. Może o to chodziło ibn Ladenowi?
Jan M. Fijor nie jest wrogiem Ameryki, wręcz przeciwnie. Uważa, że żaden kraj na świecie nie daje człowiekowi takiej możliwości realizacji jego marzeń jak właśnie USA. „Imperium Absurdu” jest sprzeciwem wobec końca takiej Ameryki jaką znamy. Ameryki wolności, konserwatyzmu i kapitalizmu.
Konrad Rajca (Stosunki Międzynarodowe)
Standardem jest, żeby na początku wyrazić się pozytywnie o przedmiocie recenzji, natomiast pod koniec, wytknąć błędy, względnie wyrazić swoja opinię, inną niż autora publikacji. Od standardu odbiegał nie będę. Muszę przyznać, iż czytanie tej książki było dla mnie ogromną przyjemnością, z drugiej strony rozdrażniło mnie. Przyjemnością było delektowanie się jednoznacznym, konkretnym, często szyderczym językiem oraz świeżym, zdrowym spojrzeniem na sprawy dotyczące Stanów Zjednoczonych i ludzi tam żyjących. Rozdrażniło zaś to, że mieszkając w USA, w tym samym czasie, co autor, byłem biernym świadkiem rzeczywistości zorganizowanej na wzór, Matrixa, nie robiąc nic, żeby się z niej wyzwolić.
Książka ta, poruszyła moje sumienie. Mam pretensje do siebie o to, że dojście do wniosku, że „American Dream” nie jest dla mnie w USA, zajęło mi zbyt wiele lat.
Patologie i wynaturzenia, o których piszesz, były interpretowane, głównie przez socliberałów, jako zdrowy rozwój cywilizacji zachodniej.
Życie ze świadomością, że kraj chełpiący się największą demokracją na świecie, staje się zakładnikiem pewnej grupy interesu, było wegetacją.
Podzielam zdanie autora, że obecna wolność w USA, nie jest tą wolnością, która pozwoliła zbudować państwo prawa, państwo szanujące każdego człowieka, państwo o moralności wynikającej głównie z korzeni chrześcijańskich, ale przyjaznej wszystkim innym religiom.
Odwrót USA od swoich tradycyjnych zasad, który ma miejsce od dłuższego czasu, a który nabrał tępa po 11 września 2001 roku, nie służy ani obywatelom Stanów Zjednoczonych ani reszty świata.
Szanowny Jasiu, zgadzam się z ogromną większością tego, co napisałeś. Natomiast mam wątpliwości, co do kilku Twoich spostrzeżeń.
W części zatytułowanej „Burmistrz, czyli sposób na bandziorów” zapomniałeś dodać, że wyraźna poprawa bezpieczeństwa w NY City wzięła się z powołania przez Giulianiego około 100,000 tyś nowych policjantów oraz przyzwolenia im na to, żeby najpierw strzelali, a później zadawali pytania.(kilka razy przegięli pałę np. kiedy w odbyt niewinnego emigranta z Haiti wsadzili kij do przeczyszczacza muszli klozetowej, były też inne wpadki.)
W części „ Wróg nr 1”, mam wrażenie,że przesadnie wyolbrzymiasz zakaz używania telefonów komórkowych w czasie jazdy samochodem, jako zamach na demokracje. Jeździłem ok. 250 mil dziennie, głównie w NY City, NJ i muszę przyznać, że ludzie rozmawiający przez telefon w czasie jazdy, doprowadzali mnie do szewskiej pasji. Z kronik policyjnych wiem, że byli oni prowokatorami wielu wypadków, a w części, sami uczestniczyli.
Największy dylemat mam z częścią zatytułowaną „Wszystkie chwyty dozwolone?”. Tą sprawę śledziłem wyjątkowo dokładnie. Powołujesz się na IV poprawkę do konstytucji USA, no i dobrze. Interpretacja prawa bez odniesienia do etyki, moralności, wrażliwości czy też zdrowego rozsądku, prowadzi do patologii tak za oceanem jak i przed oceanem. Generalnie duża część książki jest temu poświęcona. Stawianie sprawy tak, że właściciele sieci „Ford Lion Supermarket „ , to działający zgodnie z prawem kapitaliści, a pracownicy to „komuniści z OPZZ” to lekki „odjazd”. Sprawa jest prosta, firma sprzedaje nieświeże produkty jako świeże. Jest to oszustwo. Ludzie, którzy wykryli i sfilmowali ten proceder, dostarczają prokuraturze dowody. Jeśli jest to prawdą, to karę musi ponieść firma.
Tłumaczenie, że ludzie mają kupować na węch nie trafia do mojego przekonania choćby dla tego, że choruję na zatoki i od 25 lat żadnych zapachów nie czuję.
Reaumując, „ Imperium absurdu” to fajna ksiazka i polecam ją wszystkim moim znajomym. Cieszę się bardzo, że mam tyle wspólnych zdań, z doświadczenia wiem, że należy być ostrożnym w robieniu uogólnień. Kłamstwa i utopijne wizje socliberałów sprzedają się łatwo, a prawda to lisetk figowy do manipulowania łatwowiernymi masami.
„ Imperium absurdu” przypomina mi moją samotność i rozterki na emigracji. Jest też kurantem, który przypomina mi jak i gdzie szukałem Ziemi Obiecanej. Szanowny Jasiu Fijorze, bardzo dziękuję za świetną lekturę. Z niecierpliwością czekam na nowe książki.
Stanisław Kossakowski
Olsztyn, 9 sierpnia 2005 roku.