INTERWENCJONIZM, czyli władza a rynek
Konsumenci nie są wszechwiedzący, ale dysponują bezpośrednimi sposobami uzyskania wiedzy. Kupują pewien produkt żywnościowy na śniadanie, lecz im nie smakuje, więc go więcej nie kupią. Kupują samochód pewnej marki, lecz nie jeździ nim się wystarczająco dobrze, więc kupią inny. W obu przypadkach dzielą się ze znajomymi swoją nowo nabytą wiedzą. Inni konsumenci wspierają finansowo organizacje konsumenckie, które im mogą doradzać lub ich ostrzegać. Lecz we wszystkich przypadkach konsumenci mogą skorzystać z bezpośredniego testu jakości produktów w postaci wyników ich użytkowania. Firma, która zaspokaja potrzeby konsumentów, rozwija się i prosperuje, a firma, które temu zadaniu nie może sprostać, wypada z interesu.
Natomiast głosowanie na polityków lub propozycje rozwiązań prawnych jest czymś zupełnie innym. Nie ma w tym przypadku bezpośredniego testu sukcesu lub porażki, takiego jak zyski i straty lub zadowolenie z konsumpcji. Aby zrozumieć konsekwencje rządowych decyzji, szczególnie konsekwencje niebezpośrednie, konieczne jest zrozumienie skomplikowanego łańcucha rozumowania prakseologicznego, takiego jak to, które zostanie przedstawione w niniejszej książce. Bardzo niewielu wyborców posiada zdolność lub chęć przeprowadzenia takiego rozumowania, zwłaszcza, jak zauważa Schumpeter, w sytuacjach, gdy w grę wchodzi polityka. Albowiem znikomy wpływ pojedynczej osoby na wynik wyborów, jak również oddalenie w czasie skutków glosowania, powoduje, że ludzie tracą zainteresowanie problemami i dysputami politycznymi. . Nie dysponując bezpośrednim testem sukcesu lub porażki, wyborca ma skłonność popierać nie tych kandydatów, których programy mają szansę się powieść, ale tych, którzy najlepiej potrafią „sprzedać” swoją propagandę. Bez zrozumienia logicznego łańcucha dedukcji, przeciętny wyborca nigdy nie będzie w stanie odkryć błędu popełnionego przez sprawujących władzę. Załóżmy, że rząd zwiększa podaż pieniądza, wywołując nieunikniony wzrost cen. Rząd może zrzucić winę za wzrost cen na niegodziwych spekulantów lub na osoby działające na czarnym rynku i jeśli społeczeństwo nie zna ekonomii, nie będzie w stanie dostrzec błędu tej argumentacji.
Zakrawa na ironię, że autorzy, którzy narzekają na sztuczki i wabiki reklamowe, nie kierują ostrza krytyki przeciwko kampaniom politycznym, gdzie ich zarzuty byłyby słuszne. Jak stwierdza Schumpeter:
Obrazek najpiękniejszej dziewczyny, jaka kiedykolwiek żyła na tym świecie, nie zdoła na dłuższą metę podtrzymać sprzedaży złych papierosów. Nie ma równie efektywnego zabezpieczenia w przypadku decyzji politycznych. Wiele decyzji o ogromnym znaczeniu jest takiej natury, że społeczeństwo nie może z nimi eksperymentować wedle woli i po umiarkowanym koszcie. Nawet jeśli jest to możliwe, sformułowanie osądu jest trudniejsze niż w przypadku papierosów, ponieważ skutki nie są tak łatwe do interpretacji.
Można zaprotestować, twierdząc, że przeciętny wyborca może nie mieć kompetencji, by podejmować decyzje wymagające łańcucha rozumowania prakseologicznego, lecz jest kompetentny, by wybrać ekspertów – polityków i urzędników – którzy będą mogli takie decyzje podjąć, podobnie jak można wybrać
prywatnego doradcę w wielu dziedzinach. Lecz kwestią zasadniczą jest to, że w przypadku ludzi wybranych do pełnienia władzy, wyborca nie dysponuje testem wykazującym sukces lub porażkę wynajętych przez niego ekspertów. Na rynku ludzie będą płacić ekspertom, których porady okazują się najbardziej użyteczne. Dobrzy doktorzy lub prawnicy zostaną nagrodzeni, a kiepscy poniosą porażkę; prywatnie wynajęci eksperci będą odnosić sukcesy proporcjonalne do wykazywanych umiejętności. Nie można w podobny sposób ocenić sukcesu ludzi sprawujących władzę. Brak testu, który by to umożliwiał, nie pozwala wyborcy na ocenienie prawdziwych kompetencji człowieka, na którego ma głosować. Jest to szczególnie trudne w przypadku współczesnych wyborów, gdzie kandydaci z reguły zgadzają się we wszystkich fundamentalnych kwestiach. Same kwestie można przeanalizować i jeśli wyborca sobie życzy i potrafi, może je poznać i podjąć decyzje w ich sprawie. Lecz co nawet najbardziej inteligentny wyborca może wiedzieć o kompetencjach poszczególnych kandydatów, zwłaszcza jeśli w kampanii wyborczej nie porusza się żadnych istotnych kwestii? Wyborca może się oprzeć tylko na czysto zewnętrznych, ładnie opakowanych wizerunkach lub „osobowościach” kandydatów. W rezultacie głosowanie na kandydatów staje się jeszcze mniej racjonalne niż głosowanie nad konkretnymi rozwiązaniami.
Co więcej, sam rząd ze swej natury zawiera mechanizmy, które prowadzą do kiepskiego wyboru ekspertów i urzędników. Po pierwsze, politycy i eksperci rządowi czerpią przychody nie ze sprzedaży usług dobrowolnie nabywanych przez inne osoby na rynku, lecz z obowiązkowych danin nakładanych na społeczeństwo. Nie mają więc pieniężnego bodźca, by starać się odpowiednio i kompetentnie służyć społeczeństwu. Ponadto, inne kryteria określają to, czy ktoś się „nadaje” do pełnienia funkcji w aparacie władzy, niż jest to w przypadku prowadzenia działalności na rynku. Do działania na rynku najbardziej nadają się ci, którzy najlepiej służą konsumentom; do działania w aparacie władzy najlepiej nadają się ludzie najsprawniejsi w stosowaniu przymusu i/lub potrafiący najbardziej umiejętnie uprawiać demagogię, by pozyskać głosy wyborców.
Kolejna zasadnicza różnica pomiędzy działaniem rynkowym a demokratycznym głosowaniem jest następująca: wyborca ma, przykładowo, tylko jedną pięćdziesięciomilionową władzy wyboru rządzących, którzy z kolei będą swobodnie podejmować istotne decyzje dotyczące jego życia, nie podlegając weryfikacji aż do następnych wyborów. Na rynku człowiek ma absolutną władzę podejmowania decyzji dotyczących swojej osoby i własności, a nie tylko jedną pięćdziesięciomilionową tej władzy. W ramach korzystania z tej władzy człowiek ciągle demonstruje swój wybór poprzez kupowanie lub nie kupowanie, sprzedawanie lub nie sprzedawanie. Wyborca, głosując na konkretnego kandydata, demonstruje tylko relatywną preferencję dla jednego z potencjalnych władców. Odbywa się to w ramach reguły, że bez względu na to, czy zagłosuje, czy nie, jeden z kandydatów będzie sprawował nad nim władzę przez następnych kilka lat.
Widzimy więc, że wolny rynek zawiera sprawny i wydajny mechanizm przekształcania użyteczności ex ante, której uzyskania człowiek spodziewa się przed podjęciem działania, w użyteczność ex post. Wolny rynek zawsze maksymalizuje także użyteczność społeczną ex ante. W sferze działań politycznych nie ma takiego mechanizmu; proces polityczny ze swej natury opóźnia i udaremnia uzyskanie spodziewanych korzyści. Rozbieżność pomiędzy korzyściami ex post zapewnianymi przez rząd i takimi korzyściami zapewnianymi przez rynek zostaje jeszcze pogłębiona jest jeszcze przez fakt, że pośrednie konsekwencje interwencji rządowych pogarszają ich obraz w oczach ich pierwotnych zwolenników. Podsumowując, wolny rynek zawsze przynosi korzyści wszystkim jego uczestnikom i maksymalizuje użyteczność ex ante; sprzyja także maksymalizacji użyteczności ex post, gdyż zawiera mechanizm szybkiego przekształcania oczekiwań w ich spełnienie. Gdy następuje interwencja, jedna grupa zyskuje bezpośrednio kosztem innej i dlatego użyteczność społeczna nie może wzrosnąć; osiągnięcie celów zostaje raczej zablokowane niż ułatwione i, jak się przekonamy, konsekwencje pośrednie powodują, że wielu spośród tych, którzy dokonują interwencji, ponosi stratę użyteczności ex post. Reszta niniejszej książki jest w znacznej mierze poświęcona badaniu pośrednich konsekwencji różnych form interwencji rządowych.
(Murray N. Rothbard – fragment książki)