Uwaga: Wydawnictwo Fijorr funkcjonuje obecnie jako imprint wydawnictwa Feedom Publishing. Przeczytaj komunikat

Nazywam się Jan Maria Fijor, przyszedłem na świat w Zakopanem, mieście pięknym i przeze mnie ukochanym, 16 czerwca w XX wieku. Z prostej arytmetyki widać, że należę do pokolenia straconego dla liberalizmu, ale trzymam się dzielnie. Pod Giewontem ukończyłem szkołę powszechną i Liceum Ogólnokształcące im O. Balzera, po czym wstąpiłem na Uniwersytet Jagielloński, gdzie po pewnych trudach w 1971 roku ukończyłem wydział matematyczno-fizyko-chemiczny, uzyskując magisterium z chemii kwantowej.

Przez kilka lat błąkałem się po wydziałach filozofii UJ, a później Uniwersytetu Warszawskiego, mając nadzieję na doktorat. Nic z tego nie wyszło. Moja wina. Ponaglany przez Pełnomocnika ds. Zatrudniania Absolwentów Szkół Wyższych podjąłem pracę technologa w fabryce kosmetyków INCO, gdzie zetknąłem się po raz pierwszy z zarządzaniem i biznesmen w ogóle. Tam aplikowałem na członka Stowarzyszenia PAX, ale mnie nie przyjęto na wniosek – znanego ogółowi – Romualda Szeremietiewa, który dostrzegł we mnie wroga klasowego i ideowego.

W 1974 roku ożeniłem się z Grażyną Beretą, „góralką nr 9” z serialu „Janosik”. W 1980 roku urodziła nam się córka Halka (a, jakże!), a w 2003 roku wnusia, Kaja, zaś w 2009 roku wnuk, Carter.  Proponowałem, żeby mu dać na imię Reagan, ale społecznie – postępowy ojciec dziecka uparł się i chłopak został Carterem.

Po kursach uzupełniających z dziedziny informatyki, zostałem zatrudniony (na krótko) w magistracie stołecznym, gdzie miałem służyć jako doradca prezydenta Warszawy ds. informatyzacji. Służyłem krótko. Na przeszkodzie dalszej kariery stanął sekretarz POP PZPR, któremu nie odpowiadała moja postawa ideowa. I właśnie wtedy, w połowie 1978 roku otrzymałem propozycję z redakcji „Słowa Powszechnego”, aby poprowadzić cotygodniową rubrykę pt. „Porady chemika”. To był mój debiut dziennikarski. Nabrałem szlifów w czasie Mundialu 1978 w Argentynie, dokąd wyjechałem po 9 latach nieustannych odmów paszportowych, jako sprawozdawca „Słowa” z piłkarskich Mistrzostw Świata.

W stanie wojennym zostałem z pracy usunięty, potem przyjęty, potem znowu usunięty. Pisywałem jako free-lancer do: „Przeglądu technicznego”, „Kierunków”, „Przeglądu Sportowego”, „Polityki” i paru innych pism. Ponieważ jednak mój charakter był równie trudny co czasy, w jakich przyszło mi działać, musiałem Polskę opuścić, nie licząc nawet, że kiedykolwiek do niej wrócę.

Spędziłem w Ameryce (USA i Meksyk) prawie 17 lat. Sprzątałem biura, byłem barmanem, sprzedawałem okna, byłem pośrednikiem w nieruchomościach, agentem ubezpieczeniowym, a na koniec maklerem w dużej firmie finansowej Metlife Financial Services. Pisałem też do prasy polonijnej („Kurier chicagowski”) i krajowej („Najwyższy Czas!”), działałem w radio i tv, przez osiem lat wydawaliśmy z żoną miesięcznik „Kobieta”, jedyne polskojęzyczne, konserwatywne pismo dla kobiet. Z niego powstało później wydawnictwo „Kobieta” (debiut: Rush Limbaugh „Właściwy porządek rzeczy”) i wreszcie Fijorr Publishing.

Uwielbiam podróże, zwiedziłem do tej pory (17 września 2015) 142 kraje, w tym tak egzotyczne, jak: Surinam, obie Gujany, Fiji, Vanuatu, Madagaskar, Malawi, Bhutan. Rwanda, Burundi, Haiti czy Myanmar. W samej Ameryce Łacińskiej, do niedawna moim ulubionym regionie, byłem przynajmniej 70 razy. Myślę, że wreszcie należałoby zacząć te wspomnienia spisywać, tym bardziej, że jest co: 4 Mundiale piłkarskie, wyrok 10 lat więzienia w Peru, spotkanie w cztery oczy z generałem Pinochetem, potem w Chiapas, z subkomendante Marcosem, wyciągałem ludzi z więzień (Panama, Abu Dabi). wspólnik ukradł mi hotel na Karaibach  i parę innych historyjek.

Po 17 latach wyemigrowałem po raz drugi, tym razem z Ameryki do Polski. Z obu emigracji jestem bardzo dumny i szczęśliwy. Ameryka to wspaniała idea, bardzo mi tam było dobrze, ale tylko w Polsce, w Zakopanem czuję się naprawdę u siebie.